Nesebar
Wziąłem parę dni wolnego, abyśmy mogli spokojnie pozwiedzać okolicę. Zaczęliśmy od oddania rzeczy do pralni. Niestety w Bułgarii pralki na monety nie są popularne. Jest pracownik, który odbiera od nas rzeczy do prania, obsługuje pralki i suszarki, a my odbieramy swoje czyste rzeczy po paru godzinach. Wygodne, ale zapłaciliśmy całkiem sporo. Pani nie mówiła po angielsku, więc Aleksandra wymyśliła, żeby posortować ubrania w worki i powsadzać do nich woreczki strunowe z kapsułką piorącą i karteczką z informacją w jakiej temperaturze prać. Część rzeczy i tak Ola wolała wyprać ręcznie (wełna, wiskoza) w kamperze, korzystając z dobrej pogody.
W międzyczasie odwiedziliśmy stare miasto Nesebaru. Słyszeliśmy o nim wiele dobrych i złych rzeczy, że piękne, ale zatłoczone i pełne stoisk wciskających bibeloty. Chyba mieliśmy trochę szczęścia, bo bardzo nam się spodobało stare miasto. Po sezonie było zdecydowanie mniej ludzi, stoiska dosyć wcześnie się zamykały, a i żaden lokalny sprzedawca nas nie zaczepiał . Zagłębiliśmy się trochę w boczne uliczki, gdzie super klimat robiła typowa dla Nesebaru zabudowa – kamienny parter z drewnianym piętrem. Na każdym kroku, jak to w Bułgarii, spotykaliśmy automaty z Lavazzą.
Jednym z miejsc, które musieliśmy obowiązkowo odwiedzić był sklep pobliskiej winiarni Messembria. Na miejscu dostaliśmy do posmakowania pięć rodzajów wina i Rakiję. Tak dobrego wina jeszcze nie smakowaliśmy nigdzie. Wina były bardzo owocowe,
pełne smaku i zapachu. Jak widać po zakupach, przypadły nam do gustu 🙂
Burgas
Na resztę tygodnia pojechaliśmy do Burgas. Pochodziliśmy po mieście, poszliśmy na molo i na wystawę rzeźb z piasku. Znaleźliśmy też wielką filiżankę Lavazzy – oczywiście obok niej też był automat z kawą. Przeszliśmy się parkiem, ale po burzy wszędzie leżały połamane drzewa i gałęzie po nawałnicy z zeszłego tygodnia. Samo Burgas nas nie zachwyciło, postkmonunistyczne blokowiska, betonowe połamane chodniki i obdrapane, szare budynki.
Lotnisko i powrót
W środę zawiozłem Alekandre na lotnisko – leci do naszych znajomych na panieński i wesele. Zostanę sam z Freją do 10tego października. Prosto z lotniska pojechałem ogarnąć sobie wodę i śniadanie – standardowo banice i ajran. Na pierwsze dni stwierdziłem, że wrócę na miejsce nad plażą nudystów w Nesebarze. Spędziliśmy tam już sporo czasu i wiedziałem i znałem dobrze okolicę, więc nie musiałem się martwić o wodę/toaletę/zasięg internetu itp. Ostatnio zaczął nam szwankować boiler (co sekundę się włącza i wyłącza) i mogłem spokojnie go sobie wyciągnąć i sprawdzić co się dzieję. Niestety wygląda na to, że termostat padł.
Po południu spotkałem przemiłe starsze małżeństwo, z którym sobie chwile porozmawialiśmy. Podróżują VW T4 przez Europę na emeryturze i kojarzyli nasze auto sprzed ponad tygodnia. Byli na chwile w Turcji i już wracali do Polski. Późnym wieczorem na ostatnim spacerze z Freją zauważyłem, że przyjechało jeszcze parę kamperów z polskimi rejestracjami, w tym dobrze mi znany zielony VW T4 z białym dachem na tablicach z Lublina należący do kampermaniaków.